Joanna Paprocka:
O krok przed wszystkimi

Joanna „Paprotka” Paprocka, utalentowana zawodniczka z klubu LKS Lotos Jabłonna, posiadaczka 1 Dan Taekwondo ITF , mistrzyni Świata i Europy, uhonorowana również wieloma złotymi medalami na prestiżowych zawodach krajowych i zagranicznych, wielokrotna reprezentantka Polski. Nasza koleżanka, studentka AWF w Warszawie, miła i sympatyczna dziewczyna, dziś opowiada nam o sobie, swej pasji i sposobie na życie.

  Jodan: Treningi, zgrupowania, zawody... A w międzyczasie studia III rok na AWF w Warszawie. Jak udaje ci się pogodzić jedno z drugim?

  Joanna Paprocka:  Przede wszystkim dzięki ITS(indywidualny tok studiów), co oznacza, że  mogę mieć 50% nieobecności na zajęciach, mogę przekładać różnego rodzaju zaliczenia na inny dogodny termin, a także mam możliwość rozłożenia roku akademickiego na 2 lata. Ogólnie rzecz biorąc, umawiam się indywidualnie z prowadzącymi na zaliczenia danego materiału w terminie kiedy mogę. Dzięki ITS-owi udaje mi się jakoś pogodzić obowiązki studenckie ze sportem.

  J.: Tym bardziej, że chyba jako utytułowana zawodniczka spotykasz się ze strony kadry nauczycielskiej ze zrozumieniem i wsparciem?

  J.P.: Nikt mnie specjalnie nie wyróżnia, ale AWF to jednak uczelnia na wskroś sportowa, tam to jest normalna sytuacja. Wykładowcy rozumieją, że dużo wyjeżdżam i dużo czasu spędzam na treningach... Co prawda mogę zaliczać materiał w innych terminach, ale mam taki sam jego zakres jak każdy inny student.

 J.: A koledzy i koleżanki? Wiem skądinąd, że często magiczne dla wielu słowa „czarny pas” przysłaniają właściwy obraz człowieka. Czy tak jest i w twoim przypadku?

  J.P. Widzisz, ci którzy mnie znają traktują mnie normalnie, w końcu jestem jedną z nich. Co do innych – ze swoja pasją się nie obnoszę, ale też się z tym nie kryję gdy ktoś zapyta. Siłą rzeczy po 5 semestrach studiów na AWF-ie, większość orientuje się kto w co „się bawi”. Na tej uczelni jednak to, że ktoś tam ma klasę mistrzowską i osiągnięcia w sporcie nie jest rzadkością. A to, że  trenuje sport walki, wiele to nie zmienia, nikt nie traktuje tego jako sensacji, tym bardziej że jest wielu np. judoków na AWF-ie.

J.: Domyślam się, ze czas jest dla ciebie dobrem deficytowym?

J.P.  Tak. W sezonie zawodów praktycznie żyję w biegu, dla siebie raczej nie mam za wiele czasu. Treningi w klubie i indywidualne, zgrupowania, obozy, turnieje, zawody... A do tego uczelnia. Żeby wygrywać, muszę utrzymywać wysoką formę, a to wymaga poświęceń. W sumie jednak nie jest to niczym strasznym. Taekwondo jest moim sposobem na życie i nie wyobrażam sobie, żebym nagle, z dnia na dzień mogła porzucić starty w zawodach i zając się czym innym. Porzucić moją pasję? Niemożliwe.

J.: Czy jednak na dłuższą metę takie życie w biegu nie jest męczące?

J.P. Dla mnie jest to naturalny tryb życia, sposób realizowania się. W pełni mi on odpowiada. Szybkie tempo życia, nowe wyzwania, nowe dążenia – nie potrafiłabym chyba już bez tego żyć. A odpoczywam poza sezonem startowym. Mówią, że sport jest najzdrowszym narkotykiem – a ja jestem całkowicie od niego uzależniona.

J.: Skąd ja to znam...? Ale wracając do tematu: już w tej chwili regularnie sięgasz po najwyższe laury w sporcie. Więc jaka jest w tym wszystkim rola uczelni? Wydaje się, ze mogłabyś spokojnie się bez niej obejść i skoncentrować się tylko na karierze sportowej.

J.P.: Widzisz, to niezupełnie tak. Po pierwsze, studia na AWF bardzo dużo mi dają. Praktyczną, fachową wiedzę na temat funkcjonowania organizmu sportowca, psychologicznych i fizjologicznych podstaw i uwarunkowań treningu, odpowiedniego trybu życia itp. To wszystko mi się przydaje na codzień. Po drugie, zawsze może się zdarzyć, że jakaś  poważna kontuzja trwale odbierze mi możliwość startowania w zawodach, co w końcu w sporcie wyczynowym nie jest niczym niezwykłym. Wtedy wykształcenie będzie dla mnie nie bezcennym kapitałem, mam gwarancję, że nie zostanę z niczym. No i kiedyś przecież trzeba będzie zakończyć karierę sportowca. Na razie o tym nie myślę zbyt wiele, skupiam się raczej na bieżących zadaniach i najbliższej przyszłości, ale być może kiedyś np. poprowadzę swój własny klub taekwondo, fitness club, podejmę pracę jako trener czy menedżer sportowy, a odpowiednie wykształcenie to podstawa. Właściwie to  myślę, że warto podjąć jeszcze inne studia.

J.: Zaczynam już rozumieć, skąd tyle sukcesów na macie. A jak wygląda ich bezpośrednia przyczyna, trening? Czy do niego podchodzisz równie poważnie?

J.P.: Tak. Przede wszystkim dzięki znakomitemu trenerowi Tomaszowi Szczepaniukowi (IV Dan). Był on bardzo dobrym zawodnikiem, wiele razy wzorowałam się na jego walkach. Jego doświadczenie i wiedza, pozwala mi się wciąż utrzymywać w czołówce. Dzięki dobremu przygotowaniu do sezonu i utrzymaniu wysokiej formy w okresie startu jaką nabywam dzięki trenerowi, mogę dobrze reprezentować nasz kraj na różnorodnych imprezach sportowych i walczyć o najwyższe laury. Muszę dodać, że mimo iż Tomek moim szwagrem, to wbrew pozorom nie traktuje mnie ulgowa, a nawet wręcz przeciwnie... Ogólnie koncentrujemy się na treningach wytrzymałościowo - szybkościowych, siłowych i  technicznych, czyli na ciężkiej, systematycznej pracy zarówno ze strony zawodnika jak i trenera.

J.: Równie ważny jest aspekt psychologiczny treningu. Czy korzystasz z pomocy psychologa sportowego?

J.P.: Szczerze? Nie. W sumie miałam raz kontakt z psychologiem sportowym, ale to było dawno... Ale to nie znaczy, że w ogóle nie ma to sensu! Wielokrotnie na zawodach widuje się zawodników załamujących się przed wejściem na matę lub już na macie a nawet w trakcie walki.... Myślę, że wiele lat treningu sztuk walki znakomicie hartuje psychikę. Poza tym dobry trener, a takiego ja mam, musi być dobrym psychologiem. Również mogę powiedzieć, że dzięki dobremu wpływowi mojego taty wzmocniła mi się psychika i dzięki temu nie potrzebuję pomocy ze strony specjalisty.

J.: Czy od dziecka pociągała cię rywalizacja, walka?

J.P.: (śmiech) Jako dziecko zawsze rywalizowałam na podwórku z chłopakami, którzy zazwyczaj byli silniejsi, mocniejsi, szybsi itp. ode mnie. Imponowało mi to, chciałam im dorównać i przy okazji się przy nich sprawdzić. Często zdarzało się, że byłam jedyną dziewczyną na boisku. Czasem obrywałam, ale nie rezygnowałam, zawsze podnosiłam się i dalej biegałam za piłką lub za tym co mnie „skosił” (śmiech).

J.: A co na to twoi rodzice? Cieszyli się z córki - chłopaczycy, z siniaków i zadrapań?

J.P.:  Cóż, moja mama od kiedy pamiętam strasznie się bała o mnie, wiedziała, że jestem typowym dzikusem i wszędzie mnie pełno. Zamartwiała się i martwi się do tej pory o mnie. Tata natomiast był zadowolony z mojej sprawności i rywalizacji z chłopakami, zawsze mi umożliwiał i wspierał rozwój w przeróżnych dziedzinach sportu. Dzięki niemu pokochałam sport, to on wszczepił mi do niego zamiłowanie i naprawdę zawdzięczam mu dużo Ale do dnia dzisiejszego rodzice zawsze się martwią, czy nic mi się nie przytrafiło na treningu czy zawodach. Mimo to, kiedy jestem poza domem na jakimś turnieju dostaje np. sms-y  od nich motywujące i dopingujące do „mocnej walki”. Miałam w nich zawsze wsparcie.

J.:  Czy masz jakiś wzór w sporcie?

J.P. Jako początkująca adeptka taekwondo wzorowałam się na każdym, kto posiadał wyższy ode mnie stopień i większe umiejętności. Oczywiście te wzory zmieniały mi się z wiekiem, ale nie mam jakoś jedynego, w sumie od każdego coś po trochu czerpię.

J.: I zawsze walczysz o najwyższe trofeum? Nigdy nie zakładasz, że wystarczy ci tylko „jakieś” miejsce na podium?

J.P.: Nigdy z góry nie zakładam czy uda mi się stanąć na podium a tym bardziej czy uda mi się zdobyć złoto. Chociaż rzeczywiście, patrząc na moje wyniki choćby z 2 ostatnich sezonów, można sądzić, że zawsze walczę o najwyższe trofea. Ale to nie jest tak, pamiętaj, że to jest sport i wszystko jest możliwe. Ogólnie cel jest jeden, stanąć na najwyższym podium  a ja staram się tak walczyć, aby ten cel osiągnąć - od początku do końca!

J.: Zawsze jednak starasz się być o krok do przodu przed wszystkimi?

J.P.: Staram się, żeby tak było

J. No wiec życzę ci, Joasiu, wielu sukcesów na macie i w życiu. I dziękuję za rozmowę.